Zeus siedział przy wielkim, marmurowym stole. Przed chwilą skończyła się usta. Blat był zastawiony niedopitą ambrozją i resztkami jedzenia. Grecki panteon oraz szczęśliwi śmiertelnicy (bogom zdarzało się zapraszać na uczty ludzi, których szczególnie sobie cenili) bawił się w sali obok. Po ambrozji i jedzeniu wszystkim dopisywał humor. Jedynie Zeus, z twarzą w dłoniach, siedział przy stole.
– Na Zeusa…na Zeusa… – powtarzał pod nosem. Nagle jego twarz zaczerwieniła się. Niebo wokół Olimpu pokryło się chmurami, natychmiast zaczęła się burza.
– Na Zeusa! – tym razem wielki bóg już krzyczał. – Tak nie może być! – chwycił najbliższy kielich i cisnął nim w kierunku sali. – Co to ma znaczyć?
Wpadający do sali balowej kielich nieco skrócił zabawę gości. Ucichła muzyka. Zszokowani bogowie i śmiertelnicy weszli do sali. Zastali Zeusa w szale, dyszącego, z piorunem w dłoni.
– Jak zwykle przesadza. – westchnęła Hera.
– Ty! – Zeus wskazał palcem na jednego ze śmiertelników, teologa. – Ty znasz się na tych sprawach! Powiedz wszystkim to, co powiedziałeś mi!
Teolog był zapraszany na uczty przez Afrodytę, ponieważ posiadał doktorat w swojej dziedzinie, a jednocześnie skłonność do plotek. Chętnie dzielił się informacjami o Allahu, Jahwe czy Bogu. Dziś jednak plotki rozpętały na Olimpie awanturę.
– No więc… więc…
– Wykrztuś to w końcu!
– Chciałbym powiedzieć wam, drodzy bogowie…z całym, wielkim szacunkiem, z całą czcią… ludzie tam, na dole, już w was nie wierzą.
Informacja wywołała poruszenie. Bogowie miotali się, krzyczeli, nie dowierzali, Zeus cisnął z nieba piorun.
– Skandal, skandal! – krzyczały Hera i Afrodyta.
– Muszę wypuścić kogoś z krainy śmierci, żeby opowiedział o naszym istnieniu. – dumał Hades.
– Teologu, co zrobił twój Bóg, żeby ludzie w niego uwierzyli? – zapytała śmiertelnika roztropna Atena.
– Wiele, wiele rzeczy. Najważniejszą było chyba wysłanie na ziemię swojego syna pod postacią człowieka, aby żył, nauczał i umarł za nasze grzechy. Od jego narodzenia liczymy swoje lata!
Atena wyobraziła sobie którekolwiek z boskich dzieci na ziemi, chociażby Herkulesa. Co ma ten młodzieniec, oprócz siły i mięśni? Nie umrze za niczyje grzechy, jest zbyt nadęty. Hefajstos, Ares? Nie, oni tylko rozpętają wojny. Hebe? Tylko wszystkich spije. Atena była bardzo zakłopotana. Po chwili przyszło do niej rozwiązanie, które uspokoiło boginię.
– Ja jestem córką bogów. – rzekła po namyśle do teologa.
– Myślisz o zejściu na ziemię?
– Tak. Zeus nie wytrzyma, jeśli nikt w niego nie wierzy. Razem z Herą rozniosą cały Olimp podczas jednej z awantur podsyconej pogaństwem ludzi.
– Masz rację. Teolog zamyślił się. – Odprowadzę cię na ziemię, ale proszę, Ateno, weź ze sobą kogoś jeszcze. Inne boskie dzieci.
– Teologu, do głowy przychodzi mi tylko dwójka.
Atena zawołała, kończąc zdanie, dwóch swoich braci:
– Dionizosie, Apollo!
– Siostro, biegniemy!
Bracia przecisnęli się przez tłum.
– Schodzimy na ziemię – oznajmiła Atena. – Ludzie w nas nie wierzą i widzicie, jak ojciec się wścieka.
– A mama się wścieka, bo on jest zły. – mruknął Apollo.
– Tak, dlatego musimy naprawić ten problem! Teologu, prowadź! – Zarządziła Atena.
Po niezauważonym zejściu na ziemię oczom podróżników ukazały się gaje winne i oliwne. Atena i Dionizos byli zachwyceni widokiem swoich ulubionych roślin, które darowali Grekom przed tysiącami lat. Przy działkach siedzieli na stołkach starzy panowie, ich stoły były zastawione winem i oliwą. Dionizos wdał się w dyskusję z lokalnymi producentami. Dyskusja dotyczyła, oczywiście, wyrobu i picia wina. Zaczęło się od rodzajów szczepów winorośli i żyzności gleb wokół stoków Olimpu.
Ostatecznie Dionizos i starsi panowie doszli do porozumienia. Jest wino dobre i wino złe, oznajmili sobie nawzajem, i stwierdzili szczęśliwi, że mają do dyspozycji jedynie wino dobre.
– Urządzimy święto! Wykrzyknął Dionizos. – Bahanalia! Tak!
– Och, w końcu będę miał coś do roboty. – Znudzony Apollo pogładził lirę.
– Ateno, musisz znaleźć najlepszą oliwę do balsamowania ciał! Będziemy tańczyć! Ateno? Gdzie się podziała?
Atena spokojnie spacerowała szutrową drogą. Zdjęła hełm, ponieważ letnie, gorące powietrze nie służyło jej głowie. Po krótki marszu zobaczyła domy, a szuter zamienił się w asfalt. Dotarła do miasteczka. Na drugiej uliczce, którą kroczyła, zobaczyła szyld z laską i wężem.
– Uzdrowiciel! – westchnęła. – Świetnie, pomoże z moją głową.
Po wejściu do apteki bogini przedstawiła swój problem i otrzymała lek. Nie miała jednak czym zapłacić.
– Jestem Ateną! Proszę zobaczyć! – Atena machnęła ręką, a przed apteką wyrosło drzewko oliwne.
– No, jeśli wyczaruje tak pani pieniądze, dostanie pani leki. – orzekła aptekarka.
Zrezygnowana Atena wyszła z apteki. Stwierdziła, że nie ma czego szukać w tym nieprzyjemnym miasteczku. Dodatkowo zapadał zmierzch i powietrze nieco się ochłodziło. Postanowiła wracać do domu – boskość nie robiła już na nikim wrażenia. Pod Olimpem zastała pijanego Dionizosa i Apolla, który wraz z wiejskim zespołem przygrywał tańczącym chłopom. Braciom nie spodobał się pomysł powrotu. Kategorycznie odmówili, powołując się na trwająca zabawę i nowe przyjaźnie. Nie obchodziło ich, że ludzie nie wierzą już w ich boskość.
– Wierzą czy nie, kochają nas! – przekrzykiwał muzykę Dionizos.
– Ateno, napij się wina, rozluźnij. Zostańmy chociaż na ten jeden wieczór! – Przekonywał Apollo.
– Dobrze. – Atena przybrała matczyny ton. – Uwierzcie mi, gdy tylko po zabawie rozbolą was głowy, będziemy migiem wracać na Olimp.
Opowiadanie to niewielki utwór epicki. Powinny pojawić się w nim logiczne, uzasadnione elementy świata przedstawionego.