Pan Tomasz zszedł po schodach na podwórze. Rozdrażniony dźwiękami katarynki, starał się ukryć swoje zirytowanie. Tłumienie negatywnych emocji ułatwiło mu to, że był rozczulony radością dziewczynki słuchającej muzyki. „Biedne dziecko”, pomyślał ponownie. Dopadły go wyrzuty sumienia – dlaczego tak długo tylko przyglądał się dziewczynce, jej nieszczęściu, apatii? Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna dopadła go zaduma i melancholia. Po wyjściu z podwórza na spokojną o tej porze ulicę Pan Tomasz zreflektował się. „Tylko głupcy trwają w błędzie, a mądrzy ludzie dostrzegają swoje pomyłki”, pomyślał. Jego humor uległ natychmiastowej poprawie i poprawiał się tym bardziej, im bardziej mecenas zbliżał się pod adres pierwszego okulisty. Przyspieszył kroku, ponieważ zapadał wieczór. Zbliżała się osiemnasta, godzina zamknięcia gabinetów i praktyk. Doszedłszy pod wskazany adres, stanął przed drzwiami i zapukał, po czym uchylił niepewnie jedno ze skrzydeł drzwi.
– Proszę! – Dobiegł Pana Tomasza głos z głębi pomieszczenia. – Proszę, proszę wchodzić! Moja recepcjonistka leży z gorączką, a ja wciąż pracuję w gabinecie!
– Już idę, dziękuję! – odrzekł Pan Tomasz.
Rzeczywiście, biurko recepcjonistki stało puste, zostawione pewnie tak, jak poprzedniego dnia tuż przed zamknięciem gabinetu. Zeszyty były skrupulatnie poukładane, maszyna do pisania z włożoną czystą kartką czekała tylko na wprawienie w ruch klawiszy. Widać było, że doktor ceni sobie porządek i higienę. Po wejściu do gabinetu Pan Tomasz tylko utwierdził się w tym przekonaniu. Sam okulista w nienagannie wykrochmalonym i wyprasowanym fartuchu przywitał mecenasa uściskiem wypielęgnowanej dłoni. W pracowni wszystko zdawało się mieć swoje logiczne i jasne miejsce. Soczewki, oprawki, maszyny pomiarowe tworzyły spójną, cieszącą, nomen omen, oko, całość. Mecenas od razu zaufał doktorowi, widząc w niewiele młodszym specjaliście odbicie samego siebie. Wiedział, że będzie mógł powierzyć mu odpowiedzialne i trudne zadanie, z którym przyszedł do gabinetu.
Jego domysły spełniły się. Po wysłuchaniu opowieści o utracie wzroku lekarz poprosił, aby jutro pacjentka stawiła się w jego pracowni. Okulista podjął się rehabilitacji dziewczynki, która powoli zaczęła odzyskiwać wzrok – okazało się, że uszkodzenie nie jest trwałe. Kosztowne i skomplikowane leczenie pokrył Pan Tomasz, był przecież człowiekiem dobrym i troskliwym. Jego mała sąsiadka mogła już nie tylko słuchać muzyki z katarynki, ale też pląsać do jej taktów po całym mieszkaniu i podwórzu w swoich nowych, grubych okularach wspomagających częściowo odzyskany, lecz nadal wadliwy wzrok.
Opowiadanie to niewielki utwór epicki. Powinny pojawić się w nim logiczne, uzasadnione elementy świata przedstawionego.